czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział 8

Na początku chciałam podziękować wszystkim tym, którzy komentują. 
To naprawdę motywuje, więc dedykuje im ten rozdział :*
***********************************************

Neymar sprawił, że odniosłam wrażenie, jakby to był mój pierwszy pocałunek. Oderwaliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam powietrza. To było coś magicznego, ale zaraz co ja wyprawiam? Nie mogę się z nim całować. Jeszcze mi tego brakuje, żebym się w nim zakochała, żeby wpaść z deszczu pod rynnę. Przecież to jest sławna osoba, która może mieć każdą dziewczynę, a potem ją zostawić i powiedzieć suche "sory". Skąd mam wiedzieć, że ze mną tak nie będzie?  Wstałam szybko i pobiegłam po torebkę, wzięłam buty w ręce i wybiegłam z domu. Zaczęłam płakać. Sama nie wiem czemu. Biegłam przed siebie i biegłam. Weszłam cała zapłakana do sklepu i kupiłam bandaż oraz 3 paczki papierosów. Już z normalnym oddechem poszłam usiąść na ławkę niedaleko sklepu i zaczęłam palić. Paliłam papierosa za papierosem i biłam się z myślami. Nie wytrzymam. Nie mogę. Wzięłam z torby moją przyjaciółkę i "zaczęłam odprawiać swój rytuał". Pierwsza kreska za moją pierdoloną wrażliwość, która mnie gubi. Druga za to, że tak szybko potrafię się do kogoś przywiązać. Trzecia za moje pieprzone marzenia, która niszczy cała skurwiała codzienność. Czwarta za lęk przed porażką. Piąta, że tak naprawdę każdego pierdolonego dnia jestem sama. Szósta kiedy idealnie zaplanowany dzień, nagle się pieprzy. Siódma za to, gdy moje plany nie wychodzą. Ósma dlatego, że czasami czas ucieka mi przez palce, i nie mogę go zatrzymać. Moje 8 kresek, które z każdym cięciem są coraz głębsze. Krew spływała mi z nadgarstka. Coraz szybciej. Zrobiło mi się strasznie słabo. Wyjęłam z torby chusteczki i przyłożyłam do ręki. Owinęłam bandażem. Odpaliłam papierosa. Uspokoiłam się. Tego mi było trzeba. Odebrałam telefon od Brazylijczyka, który dzwonił już chyba z dwudziesty jak nie trzydziesty raz. 
-Halo?
-Gdzie ty jesteś? Proszę powiedz mi bo się martwię..--- nie dałam mu dokończyć.
-Bla, bla, bla. Martwię się bla, bla, bla. Już to mówiłeś. Nie raz. Tak jak ja ciebie przepraszałam, także nie raz. Jestem za sklepem na ławce niedaleko fontanny. Przejeżdżaliśmy koło niej jak jechaliśmy na lotnisko. Przyjdź jak chcesz. Pa.
Rozłączyłam się i skończyłam palić. Wytarłam krew z ławki i ubrałam bluzę, którą zawsze noszę w torbie. Odpaliłam papierosa i czekałam. Czekałam i czekałam, aż tu nagle widzę, że ktoś biegnie. Nie ktoś a Neymar. 
-Czemu wybiegłaś z domu? Płakałaś? Czemu masz ubraną bluzę, skoro jest cholernie ciepło?
-Czemu aż tyle pytań od razu? Może usiądziesz? Przyjemnie tu. Chcesz papierosa?- Ney pokiwał przecząco głową- a ja tak. Dawno nie paliłam, jeżeli dawno można uznać za około pięć minut, i muszę zapalić. Czemu mam bluzę? Bo zrobiło mi się chłodno? Płakałam? Owszem, ale tylko trochę. Czemu uciekłam? Powiem ci, że jak się dowiesz to zadzwoń do mnie- ostatnie zdanie powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
-To nie czas na żarty. Chodź do domu- Neymar wstał z ławki i wyciągnął do mnie rękę, żeby pomóc mi wstać. 
Gdyby nie to, że było mi słabo w tym momencie, to wstałabym sama. Całą drogę do domu przeszliśmy w ciszy. Bez słowa poszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Poleżałam chwilę i postanowiłam się napić. Neya nie było w pokoju więc nalałam tylko sobie. Wypiłam i poszłam się odświeżyć.  Szybki prysznic a człowiek od razu czuje się lepiej. Umyłam włosy, które wytarłam w ręcznik i związałam w byle jakiego koka. Stanęłam przed lustrem i patrzyłam na siebie. Potwór, grubas, nic nie warta osoba. Trzy słowa jakie przyszły mi od razu na myśl. W ogóle po co mi lustro? Żebym dołowała się jeszcze bardziej? Z rana, popołudniu czy pod wieczór? Pieprzyć to.  wzięlam zamach ręką i rozbiłam je.
Poczułam się od razu lepiej. Trochę się przy tym skaleczyłam ale cóż. Neymar próbował wejść do łazienki, ale na szczęście zakluczyłam ją.
-Co się stało?! Otwórz!- mówiąc to walił w drzwi jak poparzony.
-Nic się nie stało. Po prostu lustro spadło i się rozbiło- ubrałam się szybko i obmyłam rękę wodą. Otworzyłam drzwi a Brazylijczyk wparował do środka jakby się paliło.
-To nie wygląda jakby lustro samo spadło- Patrzył to na lustro to na mnie. Schowałam ręce za siebie i zaczęłam się cofać do pokoju.- Czy ty to zrobiłaś?
-A jeżeli tak, to co?
-Boże życie ci nie miłe? Pokarz rękę- wyciągnął swoją, żeby móc złapać moją.
Posłusznie wykonałam rozkaz i od razu ją zabrałam, żeby nie zobaczył ran po cięciu się.
-Nie wygląda to za dobrze. Może pojedziemy do szpitala?
Co?! Tylko nie szpital! Na samą myśl robi mi się słabo. Nagle zaczęło robić mi się ciemno przed oczami...

**************************************
Krótki, bo krótki, ale jest. Ostatnio nie mam weny do pisania i wyszło coś takiego. 
Dno kompletne :) 
Mam nadzieję, że wam się choć w miarę spodobał. Jeszcze w tym tygodniu dodam kolejny rozdział.
pod warunkiem, że będzie 8 komentarzy. 
Do następnego! 
PAMIĘTAJ     KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ!!!

11 komentarzy:

  1. ten koniec mnie zaciekawiła.. =D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudoo !!! Czekam

    OdpowiedzUsuń
  3. Boskie !!! Cudo !!! Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  4. DAWAJ NEXT !!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Idealny jak zawsze <3
    Czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawaj nextaa słyszysz? Muszę wiedzieć co z nią! A w międzyczasie zapraszam na nowy rozdział http://sanchezbogiem.blogspot.com/2015/08/rozdzia-18-to-bo-cie-broniem.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na dość smutny rozdział ;) http://sanchezbogiem.blogspot.com/2015/08/rozdzia-19-jest-pani-w-drugim-miesiacu.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  8. czekam na next

    OdpowiedzUsuń